Niedawno miałam okazję wziąć udział w pierwszym spotkaniu facebookowej grupy Kobieta w Bushcrafcie.

Kilka dziarskich kobiet spotkało się w MIEJSKIEJ KNIEI, gdzie gospodynią jest pewnie większości z Was znana Kasia Miłochna Mikulska.
Oprócz dogadywania szczegółów funkcjonowania i założeń grupy nie obyło się bez ploteczek i opowieści przy ognisku. Takie spotkania są o tyle niesamowite, że zjeżdżają się na nie ludzie z różnych stron Polski. Każda z nas ma inną wiedzę i doświadczenia. Wspaniale więc będzie móc się nimi wymieniać na kolejnych spotkaniach. Nie o grupie Kobieta w Bushcrafcie chciałam jednak napisać a o magicznym miejscu, jakim jest dla mnie Maków, wspaniałych ludziach, jakimi bez wątpienia są Kasia i Artur i o ich Szkole Rzemiosła Survivalowego. Dlaczego? Bo będąc tam przypomniałam sobie wspaniale spędzone chwile , szkolenia i warsztaty. Uświadomiłam sobie, że nie skrobnęłam ani słowa o tym, co tam widziałam, robiłam i czułam.

W zeszłym roku miałam okazję brać udział w szkoleniach Szkoły Rzemiosła Survivalowego. Jednym z nich było „7 dni w lesie dla kobiet”. Dlaczego wybrałam wersję dla kobiet? Po pierwsze, bo mogę a po drugie, bo taki mi termin pasował. Co od początku mi się spodobało to to, że mogłam sobie skalować poziom trudności szkolenia według własnych potrzeb. W naszej grupie były dziewczęta, które dopiero zaczynały swoją przygodę z leśnym obcowaniem, bardziej zaawansowane a nawet jedna ciężarna. Ja wybrałam się z kubeczkiem i nożem. Inne uczestniczki miały jeszcze śpiwory a mogłyśmy wziąć cokolwiek. Podobno inne wersje szkolenia „7 dni w lesie” są bardziej rygorystyczne i określają co można ze sobą zabrać a co jest zabronione. My uczestniczyłyśmy w formule mniej wymagającej.
Nie chciałabym wdawać się w szczegóły dotyczące przebiegu konkretnych warsztatów, bo mam nadzieję, że część z Was, która nie brała udziału w „7 dniach w lesie” zdecyduje się na to. Co jednak muszę napisać to to, że szkolenie jest niesamowite, bo nie koncentruje się na wybranych dziedzinach a pozwala poduczyć się ogólnej wiedzy z zakresu przetrwania. Można liznąć każdej dziedziny: od rozpalania ognia, poprzez budowanie schronienia, pozyskiwanie wody, wykonywanie prymitywnych narzędzi, zielarstwo, zieloną kuchnię, po rękodzieło. Można zmierzyć się z wyzwaniami, które stawia przed nami przyroda, ale również z własnymi słabościami, głodem, czy zimnem.
Kasia i Artur są w tym wszystkim wspaniałymi przewodnikami, którzy nie robią nic za nas a pokazują właściwą drogę i bacznie obserwują nasze zachowanie i postępy. Bardzo spodobało mi się to, że to uczestnicy mogą decydować co ich bardziej interesuje i czemu chcą poświęcić więcej czasu a nad czym przejść do porządku dziennego. Zdecydowanie to szkolenie polecałabym osobom, które bez kilogramów sprzętu i racji żywieniowych nie ruszają się do lasu oraz średniozaawansowanym survivalowcom, choć podobno kilku „super twardzieli” wymiękło 😉 Ja znalazłam sporo przydatnych informacji i pozyskałam kilka przydatnych umiejętności.
Wyniosłam też kilka słoików herbaty, łyżeczkę i kilka innych rzeczy, o których Gospodarze nie mają pojęcia 😉

Obecnie mamy zimę. Bywały lepsze, mroźniejsze, bardziej śnieżne, ale bywały też takie, gdzie temperatura ujemna nie chciała nas odwiedzić. Dla części „leśnych ludzi” te kilka zimowych miesięcy to czas przestoju, zarastania tłuszczem przed telewizorem lub polerowania sterty survivalowych gadżetów oczekujących w ciepełku na pierwsze oznaki wiosny. Na szczęście większość z nas zakłada ciepłe gacie, uruchamia grzałki katalityczne i wyrusza ku przygodzie i wyzwaniom. I takim ludziom zawsze chętnie wychodzę naprzeciw.
Przed nami Mazury Challenge- szkolenie mocno ukierunkowane na pierwszą pomoc w outdoorze, obsługę aut 4×4, bytowanie w warunkach zimowych. A już w lutym szkolenie, który uczy najpotrzebniejszych umiejętności i przetrwania w warunkach zimowych, czyli pierwsza zimowa edycja „7 dni w lesie”. Ciekawość mnie zżera! Co też Kasia i Artur przygotowali dla uczestników.
Co będą jeść? Co będą pić? Gdzie będą spać? Na szczęście wiem, gdzie szukać odpowiedzi.
Wystarczy się zapisać i poczuć to na własnej skórze, do czego zachęcam z całego serca.
Monika Lasek